Kamera nagle przeskakuje nam na Backstage. Na pierwszym planie widzimy Eric'a Bischoff'a, który najprawdopobodniej wybierał numer w telefonie. Kiedy już wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, podniósł głowę i momentalnie zakończył łączenie. Okazuje się, że to CM Punk przerywa prywatne sprawy Generalnego Managera, na co odpowiedzią jest... olbrzymi pop publiczności. Jednak widocznie CM Punkowi nie było tak wesoło, gdyż patrzył na swojego szefa ze złością. LoW Champion nie dał dojść do słowa Ericowi.
CM Punk: Co ma znaczyć Die Or Die Match w mojej dzisiejszej walce? Dlaczego zabierasz mi moje prawo rewanżu Eric, dlaczego sprawiasz swoją decyzją, że muszę się dopominać o swoje?
Eric chciał załagodzić sytuację i spokojnie zaczął mówić.
Eric Bischoff: Punk, Punk... Jesteś w tym biznesie od wielu wielu lat i nadal nie znasz się na cechach tego rynku? Nazywasz siebie Best In The World, a obawiasz się swojej przegranej?
CM Punk: HEY! - Punk głośno krzyknął na swojego szefa - Co Ty wygadujesz? Czy Ty słyszysz co mówisz? Nie staraj się wytykać mi czegoś by załagodzić sytuację. Znam się na normach tego rynku wydaje mi się równie dobrze jak Ty i wiem dobrze, że gdybym jakimś cudem przegrał to LoW Universe nie pogodziłoby się z tym, że nie miałbym rewanżu.
Eric Bischoff: Co ja wygaduję? Co Ty wygadujesz! Powtórzę! Best In The World obawia się, że przegra? Przecież to niedorzeczne Phillip'ie. Nie zmienię decyzji.
CM Punk momentalnie przerywa wypowiedź Eric'a i z poważną miną bardzo powoli zaczął mówić.
CM Punk: Strach jest czymś czym gardzę. Nie szanuje ludzi, którzy boją się wyjść na ring z nawet lepszym od siebie, tym bardziej, że wielu takich matołów kręci się po szatniach LoW. Jedyne czego się obawiam to paraliż lub choroba, która może mnie wykluczyć z tego biznesu i dawania ludziom show. Więc zamknij usta, jeżeli masz takie słowa kierować do mnie. Nie jestem empatyczny ani zakochany w tym tytule, ale nienawidzę, gdy ktoś zabiera mi moją własność czy prawo. Szanuję ludzi godnych, uczciwych i sprawiedliwych, a teraz o Tobie mam mieszane zdanie...
Eric Bischoff: Spokojnie Punk... - Eric chwycił Mistrza LoW za bark - Czy Ty nie widzisz drugiego dna w tym co zrobiłem? Takimi warunkami walki jak "Die Or Die Match" przyciągam jeszcze więcej ludzi, by jeszcze bardziej, jeszcze więcej nas było. Ale... nie robiłbym Ci tego, gdybym nie był pewny Twojej wygranej. Jestem przekonany, że wygrasz z tym wrakiem człowieka i tym samym oddalisz go od tego tytułu na dobre. Wiesz jak bardzo mi zalazł za skórę i liczę na Ciebie, że zakończysz to dzisiaj... Nie zmienię decyzji, niezależnie od tego co jeszcze powiesz.
CM Punk popatrzył na rękę Generalnego Managera Crossfire, która leżała na jego barku z podejrzeniem. Uchylił bark w dół i tym samym zdjął ją, ponieważ nie był przekonany do tego, o czym mówi Bischoff.
CM Punk: Nie wierzę w Twoje słowa, którymi niczym ojciec, chcesz mnie udobruchać. Po prostu powiedz szczerze, że chcesz większego zysku bo ciągle Ci mało. Nie mam zamiaru już z Tobą więcej dyskutować bo może w jednej kwestii się zgraliśmy - jestem pewny swojej wygranej, uczciwej wygranej. Jednak, jeżeli Jeff coś wykombinuje i jeżeli przegram ten pas przez jakiś kant, to ostrzegam Ciebie i ostrzegam resztę załogi LoW, że by dotrzymać sprawiedliwości, zrobię znaczącą dziurę w tym statku. Więc lepiej czuwaj nad tym co się dzieje w dzisiejszej walce i módl się bym wygrał. I to nie jest groźba, to przepowiednia, która się sprawdzi.
Punk powoli odchodząc jeszcze patrzył prosto w oczy Eric'owi po czym odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Eric jakby czuł się zastraszony, ale przecież dobrze wie, że to on po części rządzi i jest chroniony. Nie zmienia to jednak faktu, że był bardzo zmieszany słowami Punka, które zresztą zostawiły odcisk na widowni, która nie stała cicha i obojętna w tej sytuacji.